O wszystko
Półfinał. Wszystko albo nic. Wygrany sięga piłkarskiego nieba, przegranemu zostają łzy goryczy. Dlatego też robiłem sobie spore nadzieje na duże piłkarskie widowisko w wykonaniu Ukrainy i Włochów. Obie drużyny bez problemów wyszły ze swoich grup i gładko przeszły przez pucharową drabinkę, więc i apetyt na wygraną miały wilczy.
Atmosferę podgrzewali kibice, przede wszystkim ci w niebiesko-żółtych barwach. Głośnym „Ukraina, Ukraina” dopingowali swoją drużynę do walki. Tak się złożyło, że barwy stadionu, na którym gra Arka Gdynia, zgrały się z barwami Ukrainy. Nawet puste krzesełka kibicowały tej drużynie.
Gole?
Mecz nie obfitował w bramki. Jedyną uznaną (o czym za chwilę) zdobył Sergiy Buletsa w 65. minucie. Gracze Ukrainy skutecznie bronili dostępu do własnej bramki, nie pozwalając Włochom na wyrównanie. Dopiero w 92. minucie meczu Gianluca Scamacca zdobył gola. Włosi eksplodowali radością, ale ich szczęście nie trwało długo. Po analizie VAR gol nie został uznany. Emocje sięgnęły zenitu. Na boisku wylądowały nawet dwa buty rzucone, najpewniej w wielkim wzburzeniu, przez któregoś z kibiców.
Ukraina o złoto
Ostatnie desperackie próby Włochów nie przyniosły zamierzonych efektów. Zabrzmiał końcowy gwizdek i to zawodnicy Ukrainy mogą szykować się do wyjazdu do Łodzi na mecz finałowy. Natomiast Włosi, tak jak otwierali gdyńską część mistrzostw meczem z Meksykiem, tak ją zakończą meczem o brązowy medal, tym razem z Ekwadorem (który też już gościł w Gdyni, i to dwukrotnie).