Mecz piłkarski z kibicami to sportowe widowisko. Mecz z ultrasami to zażarty pojedynek. Mecz z ultrasami obu drużyn to wojna.
Nie kocham ich. Nie pochwalam politycznych haseł, które głoszą. Nie identyfikuję się z tymi najbardziej zagorzałymi. Jednak jedno trzeba przyznać. Gdy sektory po obu stronach boiska pełne są tych najbardziej zaangażowanych kibiców, którzy przez 90 minut zdzierają gardła, to mecz nabiera innego kolorytu. Odzywa się pierwotna, stadna energia, która każe przeciwnika zwyzywać, poniżyć, przestraszyć i obezwładnić. Jak przed pradawną bitwą, dwa wrogie obozy, zanim ruszą do walki, wykrzykują do siebie najgorsze inwektywy. Stadion aż huczy od śpiewów, a nierzadko również odpalanych petard i rac, których gryzący dym szczypie w oczy.
Ciężko powiedzieć, czy piłkarzom to pomaga. Klubowi finansowo na pewno nie, bo kary za pirotechnikę są surowe. Innym kibicom, zwłaszcza tym „delikatniejszym”, pewnie też nie w smak są przekleństwa i wybuchy. Jednak dla fotografa to prawdziwa gratka i okazja do świetnych ujęć. Przy okazji to też niezła szkoła orientacji i pilnowania co się dzieje dokoła, gdy nad głową wybuchają petardy i płoną race.
Poniższe migawki strzeliłem podczas meczu na szczycie Ekstraklasy pomiędzy Lechią Gdańsk i Legią Warszawa. Kibice mieli co robić i doping był na pełnej k…