Shibari Retreat – Shibari Haven – Mindfulness & Art of Rope

Moje wcześniejsze przygody z shibari, czyli ze sztuką wiązania ciała, miały miejsce podczas konwentów tatuażu w Gdańsku. Fotografowałem tam dwa super występy Kasi Zawadzkiej , znanej też jako Skinny Read Head / Skinny Art, z których relację mogliście obejrzeć we wcześniejszych wpisach.

Kasia napisała do mnie pytając, czy nie chciałbym przyjechać z aparatem na warsztaty, które organizuje w urokliwym miejscu niedaleko Nowego Dworu Gdańskiego – siedlisku Do Góry Kołami. Przyznaję, że nie musiała mnie długo namawiać i w sobotni poranek zjawiłem się na miejscu.

Próbuję ubrać w słowa cały ogrom wrażeń, których doświadczyłem podczas całego dnia spędzonego pośród uczestników warsztatów. Ogrom pozytywnych emocji, zaangażowania, wrażeń wizualnych, zaglądania w głąb siebie, pogawędek z przyjaznymi osobami. Dawno nie czułem się tak bardzo „na miejscu”.

No i nie ma co się oszukiwać – oczywiście wpadłem w foto-trans. Moje introwertyczne „ja” lubi chować się za aparatem jak za tarczą, ale tym razem, jak stopniowo oswajany zwierzaczek, wylazło też trochę z bezpiecznego schronienia. Powoli do mnie dociera, że moje hobby z aparatem, to tak naprawdę forma terapii.

Technicznie. Fotografowanie we wnętrzach, przy mało słonecznej pogodzie, wielu osób, do tego często w ruchu. Pełnoklatkowy Nikon z6II nie boi się większego ISO, co bardzo ratowało mi skórę (8000 i więcej). Przysłona 2.8 (następna inwestycja powinna być w coś jaśniejszego). Dwa obiektyw 17-50 i 70-200. Czas 1/160 – 1/200. To był niezły trening dla moich umiejętności. Następnym razem kilka rzeczy zrobiłbym inaczej, może będzie jeszcze okazja.

Oprócz warsztatów dziennych były też wieczorne występy, ale to całkiem osobna historia i nie wiem czy wszystkie zdjęcia się tu pokażą.


Zapraszam Was zatem do obejrzenia pierwszej części, czyli tego co uchwyciłem aparatem na części warsztatowej.

Zajęcia podzielone były na dwie grupy i kilka różnych bloków. Pierwsza sobotnia część, to prezentacje i ćwiczenia z wiązania w taki sposób, żeby osiągnąć zamierzony efekt i nie zrobić sobie krzywdy.


Oprócz samego wiązania było też wiązanie + podwieszanie. Zależnie od stopnia komplikacji były wersje dla bardziej i mniej zaawansowanych. Przyznam szczerze, że po pierwsze bym się nie odważył, a po drugie nie dał rady zrobić tego, co zobaczycie na zdjęciach. Tym większy mój podziw i uznanie dla uczestników.

Tak było w górnej sali.

A tak było w dolnej.


Był też czas na odpoczynek i medytację w takich oto pięknych hamakach.

Podsumowując. Fascynuje mnie gdy odkrywam, że wokół są „inne światy”. Nie tylko ten, który znam, ale takie, o których nie miałem wcześniej pojęcia, że w ogóle istnieją. Zanim zacząłem fotografować i nie wybrałem się na konwent tatuażu, nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak shibari. Dzięki fajnym ludziom i odrobinie odwagi miałem przyjemność odkryć coś nowego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *