[AKTUALIZACJA] Zdjęcia zostały przeniesione do archiwum. W razie potrzeby proszę o kontakt.
Szesnasta gala Kombat Pro Wrestling, zatytułowana „Polowanie” rozpoczęła się od płomiennego wystąpienia Boskiego Ostrowskiego, który oznajmił wszystkim, że walka o pas mistrzowski mu się po prostu należy. Po ostrej scysji z prezesem Malinowskim, Boski nie zdecydował się jednak przyjąć propozycji walki „tu i teraz” z Robertem Starem i mogła rozpocząć się pierwsza walka wieczoru.
W ringu pojawili się Eryk Lesak i Daniel Boza, a zapasy zmierzyły się z kick-boxingiem. Nie brakowało rzutów, skoków i wysokich kopnięć. Pojedynek wygrał Boza. Nie nacieszył się jednak z wygranej, bo w ringu niespodziewanie pojawił się Moloch, który zaczął okładać, najpierw zwycięzcę walki, a potem i przegranego.
Drugi pojedynek stoczyły damy KPW: Bianca i Diana. Pełne kultury i wzajemnej sympatii, nie miały oporów przed stosowaniem w walce szerokiego wachlarza duszeń, dźwigni i efektownych rzutów. Pomimo tego, że Diana dzielnie stawiał opór swojej bardziej doświadczonej przeciwniczce, to ostatecznie Bianca wygrała walkę.
Walka trzecia, to pierwsze tego wieczoru spotkanie międzynarodowe. David Oliwa, bronił pasa mistrzowskiego KPW Oldtown, przed zakusami gościa z Niemiec – „czarnego języka” Martina Paina. Przyjezdny nie cieszył się sympatią publiczności, ale i on nie pozostawał jej dłużny. Przez sporą część walki Pain miał widoczną przewagę nad Oliwą, stosując różnorodne łamania i chwyty. Ostatecznie, nieludzka wytrzymałość i brawurowe skoki Polaka pozwoliły zachować mu pas.
Odsłona czwarta. Na arenę wkroczył „świątobliwy” Pijus, czyli Greg, okadzany przez swojego wiernego wyznawcę Chemika. Nie są to najbardziej lubiani zawodnicy, a zbieranie „na tacę”, nie poprawiło ich wizerunku. Sympatia widzów, skierowana w stronę Opola, nie dała mu wystarczającej siły, by pokonać Pijusa. Na dodatek przegrany, w ramach pokuty za grzechy, został jeszcze potraktowany przez Chemika pasem.
Walka wieczoru, to pojedynek o pas mistrzowski KPW Tag Team pomiędzy brytyjskim The Hunt i polskim duetem Rosetti i Sawicki. The Hunt, czyli Primate i Wild Boar eksplodowali na ringu energią. Wszędzie było i pełno, a polskim team miał ogromne trudności nie tylko z walką, ale nawet z dokonywaniem zmian. W połowie walki Polacy zdobyli nieco przewagi, ale ostatecznie pas mistrzowski powędrował do The Hunt. Przegrana spowodowała rozłam w, zgranym do tej pory, zespole Polaków. Rosetti nie wytrzymał nerwowo, zaczął okładać Sawickiego kijem, potem krzesłem. Na pomoc poszkodowanemu ruszył sam Robert Star. Czyżby początek nowego zespołu?
Fotograficznie. Jak zwykle na ringu, jak i poza nim, działo się bardzo dużo. Musiałem się uwijać, żeby złapać fajne ujęcia, jednocześnie uważając, żeby nie przeszkadzać pozostałym „aparatom” i „kamerom”. Na duży plus zmieniło się oświetlenie ringu. Wiadomo, aparat lubi jak jest jasno, zwłaszcza przy fotografowaniu akcji na krótkich czasach migawki.
Kolejna gala została zapowiedziana na kwiecień, w ramach Szlamfestu, czyli do zobaczenia w gdańskim klubie B90.